wtorek, 23 lutego 2016

Bliźniaki : Twins Hubek




Hubert, Hubuś, Bubuś, Hubcio-Bubcio, Hubek, Bubek, Kubek, Dziubek, Hubcio... tak na niego wołamy 😍
Jego brat bliźniak na początku nazywał go: "Uu!".
Urodził się jako pierwszy, silny, zdrowy. Mruczał jak niedźwiadek, wiecznie uśmiechnięty i z głową pełną pomysłów. Choć długo nie chciał mówić w naszym ojczystym języku, czytać nauczył się mając nie całe 5 lat. A pierwszy wyraz jaki przeczytali wspólnie z bratem (bo jeden z mamą a drugi z tatą) to "d,u,p,a". Jak mi wstyd, że właśnie taki, ale płakaliśmy ze śmiechu. Żadnego wyrazu nie mogli skojarzyć,  jak wlasnie ten. Pamiętam jak dziś: literka po literce, sylaba po sylabie, wreszcie: d...! Bingo!!!!! Jaki to był cudowny dziecięcy śmiech! Śmiech, bo niedozwolony wyraz na d..., i śmiech radości zrozumienia! Chłopcy od razu chwycili, że poszczególne literki tworzą wyraz! Bo przecież kiedy dziecko mówi po kolei: "dy, u, py, a", to wychodzi mu :"dyupya", czyli nic znanego! Popłakaliśmy się z mężem do łez... 


Cudowne przeżycie, kiedy widzisz, jak Twoje dziecko się rozwija i to dzięki Tobie a nie jakiejś tam pani z przedszkola. Hubek wyróżniał się od urodzenia taką łagodnością, ugodowością. Kochał wszystko, co mączne i niezdrowe. Choć czekoladę pokochali obydwaj mając dopiero 4 lata. Gdy chodził do przedszkola odznaczał się odwagą, zawsze bronił ukochanego brata. W zerówce zauważyliśmy, że Hubuś nie musi nic pamietać, nie musi robić notatek, bo, jak się okazało, jego brat wszystko pamięta. Skutkiem tego było rozdzielenie chłopców w pierwszej klasie podstawówki. Hubuś był w 1B a Łuka w 1C. Dzięki temu nasz Hubek zrobił się samodzielny, wszystkiego pilnował sam. Dlatego w kolejnym roku chłopcy byli juz razem w jednej klasie. I tak jest do tej pory. Mając 7 lat zaczęli brać lekcje gry na pianinie, potem nauka jazdy na nartach, piłka nożna (na pierwszym meczu ich drużyna przegrała 2:11 😁) a na pół-koloni okazało się, że chłopcy mają jeszcze inny talent. Hubek zajął pierwsze miejsce a Łuka drugie w turnieju tenisowym. A przecież oni nigdy nie grali (to było niesamowite). 


Zresztą na pierwszych zajęciach narciarskich zorganizowanych przez przedszkole instruktor nie mógł uwierzyć, że chłopcy nigdy nie mieli na nogach nart! Powiem Wam w sekrecie, że mój mąż tak tym się podjarał, iż zapisał nas oboje na naukę jazdy na nartach, bo uważał, że ten talent musieli odziedziczyć po nim! I co? Ja mimo lęku wysokości już na pierwszych zajęciach radziłam sobie swietnie, a mój genialny mąż jeszcze ma trzecich nie załapał i co chwila się przewracał... 😄 Stwierdził, że to nie dla niego i jest beztalenciem totalnym. Przyznał mi wtedy ze spuszczoną głową, że to raczej po mnie chłopcy majà tem talent. Ha ha, biedaczek. Ale notabene powiem Wam, że później sam nauczył się jeździć w 5 minut, gdy został sam na stoku z naszymi synkami i ich dwoma kuzynami. Jak musiał to bractwo upilnować i zbierać po kolei na stoku, zapomniał o strachu i dzielnie dał sobie radę. Ale zostawmy męża! No, może nie dosłownie😉. To temat na całkiem inne opowiadanie...


 Wracając do chłopaków: następnie zamarzyła im się deskorolka i tu zaczęła się ich pasja, jak do tej pory, pasja życia. Nadeszła epoka fascynacji wszelkiego rodzaju deskorolkami, bmx-ami, aż wreszcie scooterami (nie wiem dlaczego tylko w Polsce nazywają się hulajnogami, choć nie są to zwykłe dziecięce hulajnogi, tylko wyczynowe pojazdy stworzone do wykonywania akrobatycznych ewolucji na skateparku).


Do tej pory Hubek jest taki, jak od początku wszyscy o nim mówili: "Ten chłopak ma w oczach wigor..." To prawda, ciągle coś, a pomyłek sto tysięcy. Tak dalej, Synku, idź przez życie tak, jak chcesz i lubisz, przebojowo, ale pamiętaj: mądrze!
Kochamy Cię!


piątek, 19 lutego 2016

Macierzyństwo - bać się?

Macierzyństwo 


25.08.2014 zrobiłam pierwszy test ciążowy Clearblue. Był to 11-ty dzień po owulacji. Pokazała się druga kreska - słaba, ale była. Po dwóch dniach zrobiłam badanie Beta HCG i tu już pokazał się wynik potwierdzający ciążę. Radość przysłaniał strach, że wszystko za moment się skończy, ale kolejne badania były już tylko pozytywne. 31.10.2014 dowiedzieliśmy się, że nasze dziecko w 90% będzie dziewczynką. Byłam tak szczęśliwa, że płakałam całą drogę. 08.05.2015 gdy ujrzałam moją Kruszynkę, pamietam jak dziś ciemne i długie włosy (bez przesady, ale bliźniacy mieli o wiele mniej). Nie za długa, ale taka pulchniutka i ten cichutki głosik, który było słychać ledwo ledwo, gdy płakała. Aż czuję ten klimat narodzin malutkiej, ten spokój i radość, że jest już z nami: cała i zdrowa. Mimo wielkiego strachu o ciążę wszystko zakończyło się cudownie, by nadać nowy początek jeszcze lepszemu początkowi (trudno czasem ubrać w słowa to, co czuję). 
Nasz pierwsza noc, pierwsze godziny to sama radość . Mąż pojechał po chłopców, którzy dzielnie czekali w domu i nie mogli się już doczekać, żeby zobaczyć swoją upragnioną siostrę (bardzo marzyli o rodzeństwie, bo było im nudno we dwoje😉). Jak tylko usłyszałam, że nadchodzą włączyłam nagrywanie i udało mi się uwiecznić pierwszą reakcję chłopców na widok siostry. Cudowna chwila, wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi. Olivia najwyraźniej odczuwała nasz nastrój, była bowiem bardzo spokojna i nawet pojawiały się uśmieszki.



Gdy wszyscy już pojechali, zostałyśmy same, tylko ja i moja malutka Kruszynka. Ciagle nie dowierzałam, że ona jest moja. To niesamowite, ale ciągle gdy na nią patrzę, nie mogę w to uwierzyć i mam łzy w oczach, gdy pomyślę: "Słoneczko jesteś moja i tylko moja..."

Będąc jeszcze w ciąży, nie wiedziałam czego się spodziewać, jak to będzie wyglądało: pierwsze wspólne nocki, dni. Czy będzie płakać, czy będą kolki, aż wreszcie czy zrozumiem własne dziecko: czego tak naprawdę chce i potrzebuje. 

Na szczęście natura wszystko doskonale ułożyła i jak każdej matce pomogła. Okazało się, że doskonale wiem czego chce moje dziecko, od razu czuję, czego mała potrzebuje. Instynkt macierzyński jest cudem natury, niesamowite jest jego działanie.
Moje dziecko ma teraz 9 i pół miesiąca i do tej pory doskonale się rozumiemy. Wystarczy, że usłyszę jej głos lub zobaczę minkę i już wiem o co mojej Gwiazdce chodzi (nie mówię tu o takiej precyzji jak to, czy w pieluszce jest kupka czy siku, ważne że trzeba ją zmienić - przepraszam za dosłowność).



Kocham, kiedy się we mnie wtula, bo wiem, że i ona też to kocha. Czuję, że mała czuje się wtedy bezpiecznie i ciepło.  Od jakiegoś czasu zauważyłam, że uszczęśliwia ją porozumiewanie się ze mną sposobem naśladowania, a dokładnie to gdy ja - mama naśladuję Olivię. Gdy się przytula, wydaje przeróżne dźwięki, które ja mam powtarzać. Kiedy to robię, jest przeszczęśliwa. 
Nasza radość jest wtedy ogromna.



Więc Drogie Przyszłe Mamy nie bójcie się macierzyństwa, zwłaszcza że nie zrozumiecie swego malucha. Ja, mimo że miałam już dzieci wcześniej, to jednak 13 lat różnicy pozwoliło mi całkiem sporo zapomnieć, a mimo to świetnie sobie radzę!


czwartek, 18 lutego 2016

Nasz Styczeń

Styczeń Olivii 2016
Chrzciny Olivii 


Imieniny tatusia 




Pościel: Maylily.pl
Buciki:lilitup.pl
Żaba:leggybuddy.com 
Smoczek:suavinex 





poniedziałek, 8 lutego 2016

Dawno, dawno temu...




Dawno , dawno temu, bo aż w 1999 r. zaczął się nowy etap naszego życia. Po trzech latach związku test ciążowy pokazał 2 kreski, co znaczyło, że będziemy mieli dziecko. Na drugi dzień udaliśmy się na USG do lekarza w celu potwierdzenia. Okazało się, że jestem  w 6 tygodniu ciąży. Jakież było nasze zdziwienie kiedy usłyszeliśmy od lekarza "...tak, jest Pani w ciąży, dzieciątka rozwijają się prawidłowo..." Okazało się, że nie tylko jestem w ciąży, ale na dodatek w ciąży bliźniaczej. Ależ byliśmy szczęśliwi i przerażeni! I to wszystko w jednym.

Najfajniejsze było poinformowanie naszych rodziców. Najpierw powiedzieliśmy, że jestem w ciąży, a po 2 tygodniach, na wspólnej kolacji podczas planowania ślubu dowiedzieli się, że to ciąża bliźniacza. Ależ byli zaskoczeni! I wszyscy śmiali się do łez. 



Ciąża przebiegała strasznie, ciągłe krwawienia oznaczały pobyt w szpitalu. Całą ciążę tak bałam się porodu, że byłam zdecydowana na cesarkę. Zmieniłam zdanie kiedy podczas pobytu w szpitalu miałam możliwość zobaczenia na własne oczy, jak się czują kobiety po porodzie naturalnym, a jak po cesarce. 
Zdecydowałam, że chcę jednak rodzić własnymi siłami. Dobrze, że jedna z moich przyjaciółek rodziła tuż po mnie, a nie przede mną, bo na pewno by mi ta ochota na naturalność przeszła .  

Na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Chłopcy pojawili się na świecie 08.04.2002r.. Są przecudowni, kochani... Innym razem opiszę jak wyglądało wychowanie bliźniąt. Teraz zaczyna się okres buntu nastolatków i zaczyna być znowu trudno. 

Dopiero po około sześciu  latach zapomniałam, jak bolesny był poród i zapragnęliśmy kolejnego maleństwa. Ja marzyłam o jednym dzieciątku, chciałam poczuć, jak to jest z jednym  dzieckiem . Mąż chciał znowu bliźnięta albo i więcej.
O Matko Polko! Bałam się tego  potwornie.

 Starania o rodzeństwo  zaczęliśmy w 2011 r. i już za pierwszym razem test okazał się pozytywny. Radość ogromna, niestety już w 7 tygodniu zaczęłam mocno krwawić i doszło do poronienia. Ból okropny, rozczarowanie i zaskoczenie, że mogło nas coś takiego spotkać...

Po dwóch miesiącach ponowne starania i znowu się udało.  Tym razem lęk, strach każdego dnia. Po dwóch miesiącach ciąży już czuliśmy się pewniej. Tak wytrwaliśmy do trzeciego miesiąca i kolejnej wizyty u mojej pani doktor.

Pamietam jak dziś, leżałam na leżance a doktor przeprowadzała badanie, gdy na ekranie telewizora pojawił się obraz USG... Zaczęłam ryczeć. Mąż nie wiedział o co chodzi, ale ja już widziałam, że mój synek (jak wykazały późniejsze badania genetyczne) już nie żył.

Tego rodzaju bólu nie zaznałam nigdy i najgorszemu wrogowi go nie życzę. 
Trauma, jaką przeżyliśmy wszyscy, była okropna. Przez następny rok zawiesiliśmy starania; odpoczynek psychiczny był nam wszystkim bardzo potrzebny.

Nasze życie zmieniło się totalnie, ponieważ postanowiliśmy wyemigrować za granicę.
Po roku znowu zaczęliśmy starania o dziecko, tym razem nie było jednak już tak łatwo. Gdy tylko zachodziłam w ciążę, od razu dochodziło do poronienia. Ale o tych perypetiach opowiem innym razem. 

Pewnego pięknego dnia ujrzałam znowu dwie kreseczki na teście ciążowym. Radość, strach, przerażenie a zarazem przekonanie płynące z przyzwyczajenia, że pewnie i tym razem nic z tego nie będzie, nie pozwoliły wierzyć w cuda. Na szczęście z każdym kolejnym dniem, badaniem, rosła w nas wiara, że tym razem wszystko będzie dobrze. O przebiegu ciąży również napiszę bardziej szczegółowo innym razem.



Termin porodu miałam wyznaczony na 06.05.2015 r., ale niestety do tego czasu pojawiały się tylko skurcze przepowiadające. Dlatego 08.05.2015 r. miałam pojawić się na porodówce, aby wywołać poród. Tak też się stało i przy pomocy znieczulenia zewnątrz-oponowego o godzinie 18.17 na świat przyszła nasza córeczka Olivia - wyśniona, wymarzona, wymodlona... Nasz mały wielki CUD.




I oto my, nasza krótka historia...

czwartek, 4 lutego 2016

Tłusty czwartek

Dzień przed tłustym czwartkiem , czytaj środa godz. 22.00 Wspólnymi siłami zrobiliśmy na czwartek pączki.

Tata zrobił ciasto według przepisu 

Choć wszystkich składników użyliśmy w podwójnej ilości i wyszło nam 38szt pączków tradycyjnej wielkości 

Mama piekła pączki 

Łuka i Hubek nadziewali pysznym dżemem truskawkowym a na koniec polali lukrem, najlepszym na świecie .
Cukier puder wymieszany z sokiem z cytryny 

Spróbujcie a zobaczycie co to jest prawdziwy pączek  

Smacznego tłustego czwartku 

Instagram Olivia08052015




Zapraszamy na nasz instargram @Olivia08052015
@hubert_mika_scoot 
@_lukas_mika 
Mój instagram to forma pamiętnika zapisana poprzez zdjęcia i czasem zawarty do tego krótki komentarz. Poznałam tam wiele mam, które tak jak ja dzielą się nie tylko zdjęciami swoich pociech ale również radościami, czasem też troskami a nawet radami, które nie raz mi pomogły a i ja mam nadzieję rownież pomogłam innym.    
Polecam, świetna forma pamiątki.

środa, 3 lutego 2016

Pierwszy wpis :)

Jesteśmy rodzicami cudownych bliźniaków i słodkiej księżniczki Olivii. Będziemy się starać pisać całą rodziną naszego wspólnego pierwszego bloga. Zostańcie z nami
Zapraszamy